- Wstęp
- Przygotowania
- Budapeszt
- Golubac - Serbia
- Macedonia
- Kalambaka i Meteory
- Delfy i Osios Lukas
- Olimpia i droga do Methoni
- Methoni
- Methoni - Drugi dzień
- Ateny
- Methoni - trzeci dzień
- W drodze do Macedonii
- Ochryda - Macedonia
- Kruje - Albania
- Zatoka Kotorska - Czarnogóra
- Dubrownik - Chorwacja
- Orebić, Korčula
- Medjugorje, Počitejl, Mostar - Bośnia i Hercegowina
- Split
- Primosten
- Szybenik, Slunj
- Wracamy do kraju
BAŁKANY 2010 r.
Dzień 12 – Ochryda (Ohrid, Macedonia)
Ochryda obudziła nas słonecznym porankiem. Z naszego balkonu rozpościerał się piękny widok na jezioro i czerwone dachy ochrydzkiej starówki. Po śniadaniu przygotowanym przez Nikolę wyruszyliśmy na miasto.

Na początek docieramy do przystani i górującego nad nią pomnika Klimenta Ochrydzkiego będącego patronem miasta. Stamtąd wąskimi, malowniczymi uliczkami przemierzamy stare miasto poszukując największych skarbów Ochrydy, czyli średniowiecznych cerkwi. Legenda głosi, że w średniowieczu istniało ich 365, po jednej na każdy dzień w roku.

Pomnik św. Klimenta
Jako pierwsza - cerkiew Maryi Bogurodzicy. Z zewnątrz wygląda tak niepozornie, że mamy wątpliwości czy dobrze trafiliśmy i czy faktycznie można zajrzeć do jej środka. Decydujemy się jednak i nie żałujemy, bo wewnątrz można zobaczyć cenne freski z XIV wieku. A na dziedzińcu - kilkanaście wiekowych, zaniedbanych nagrobków.

Wejście do cerkwi Maryi Bogurodzicy


Idziemy dalej i docieramy do cerkwi św. Zofii. Jest to najstarszy kościół w mieście i jeden z najcenniejszych. Podziwiamy w nim freski z XI stulecia. Wstęp kosztuje zagranicznych turystów po 100 dinarów od osoby (tubylcy płacą połowę tego). A na trawniku przed cerkwią niemniejsza i darmowa atrakcja - baraszkujące żółwie.

Cerkiew św. Zofii z XI w.




Kolejny punkt programu to cerkiew św. Jovana Kaneo. Pięknie położona na cyplu wysuniętym w głąb jeziora, otoczona różanymi krzewami naprawdę robi na nas niesamowite wrażenie. Kupujemy bilety (ponownie po 100 dinarów od osoby) i wchodzimy do środka. Cerkiew jest malutka, ozdobiona pięknymi freskami oświetlonymi blaskiem niezliczonych świec. Starszy pan sprzedający bilety również nam wręcza świece opowiadając po macedońsku o najcenniejszych freskach. Jest naprawdę magicznie. Gdy wychodzimy staruszek wyciąga znienacka butelkę z tajemniczym płynem i zaczyna znacząco na nas spoglądać. Przychodzi nam do głowy, że może chce nam sprzedać jakieś poświęcone olejki czy inne dewocjonalia. A tu zaskoczenie, pan stawia przed nami kieliszki i nalewa do pełna. Gdy wznosi kieliszek do góry z zawołaniem "na zdrowie" nie mamy już wątpliwości, że zaprasza nas do wspólnego spożycia. Tajemniczą zawartością butelki okazuje się być prawdziwa, domowa rakija. Powiedzieć, że jest słaba to jakby stwierdzić, że ziemia jest płaska :-). Wypijamy i wychodzimy na zewnątrz, by dopiero po chwili odzyskać czucie w nogach i zdolność mówienia ;-). Takich atrakcji w tym świętym miejscu się nie spodziewaliśmy.

Cerkiew św. Jana Kaneo




Odzyskujemy siły w nogach i zaczynamy wędrówkę na wzgórze górujące nad miastem. Ścieżka wije się stromo w górę, a nam w wędrówce towarzyszy sympatyczny piesek i niezliczone rzesze jaszczurek. W połowie drogi zatrzymujemy się aby zobaczyć cerkiew pod wezwaniem św. Pantelejmona oraz pozostałości po wczesnochrześcijańskiej bazylice. Owe "pozostałości" okazują się ogromnym terenem, na którym wciąż prowadzone są prace archeologiczne, a my wśród pracujących tam osób oglądamy mozaiki z IV wieku, chrzcielnicę i zarysy budynków. Podobno na tych terenach odnaleziono ciało św. Klimenta - patrona miasta. Jego relikwie umieszczono w kościele, który został ukończony kilka lat temu na fundamentach wczesnochrześcijańskiej świątyni.

Ruiny wczesnochrześcijańskiej bazyliki



Cerkiew św. Pantelejmona
Po tych duchowych doznaniach docieramy do twierdzy cara Samuela. Bilet wstępu kosztuje 30 dinarów i choć obiektywnie to mało, to jest to i tak duży wydatek jeśli wziąć pod uwagę, że oryginalna, średniowieczna jest tylko brama wjazdowa, a reszta murów jest sukcesywnie dobudowywana. Trzeba jednak przyznać, że widok z murów twierdzy na miasto, jezioro i otaczające go wzgórza jest niesamowity.

Widok na jezioro Ochrydzkie z twierdzy cara Samuela

Cerkiew św. Pantelejmona z twierdzy cara Samuela

Panorama miasta z twierdzy cara Samuela
Nadszedł czas powrotu w dolne partie miasta. Mijamy Bramę górną, cerkiew św. Bogurodzicy Perivlepty i docieramy na główny deptak miasta, czyli ulicę Klimenta Ochrydzkiego. Tam wypatrujemy jakiejś sympatycznej jadłodajni. Dochodzimy do placu, gdzie zaczyna się dzielnica muzułmańska zamieszkiwana przez albańską mniejszość. Mijamy meczet i wchodzimy na naszą ulubioną ulicę, nazwaną przez nas "ulicą fryzjerów", którą przemierzaliśmy już wieczorem poprzedniego dnia. Męskie salony fryzjerskie występujące tu w ilościach hurtowych znów są oblegane. W muzułmańskiej kulturze wizyta u męskiego fryzjera to cały rytuał.
Przysiadamy w Gostolnicy "Ariz" i zamawiamy: sałatki szkopskie (bardzo duże porcje z pysznym kozim serem), "kebab plate", czyli mięso przypominające ćevapcici z frytkami i surówkami oraz "tavce gravce", czyli macedoński odpowiednik fasolki po bretońsku, z tą różnicą, że nie zawiera mięsa ani kiełbasy i jest zapiekany w foremkach. Do popicia oczywiście lokalne piwo. Wszystko smakuje wybornie i kosztuje naprawdę niewiele - łącznie płacimy 480 dinarów, czyli około 33 złote.



Obiad w Gostolnicy "Ariz" - sałatka szopska

Kebap plate

Tavce gravce
Po obiedzie czas na spacer nadmorską promenadą. Podziwiamy piękną panoramę miasta i żałujemy, że pogoda nieco się popsuła i nie pozwala na rejs łódką po jeziorze. Kupujemy za to polecane przez przewodniki macedońskie wino "T'ga za jug" - jak się później miało okazać warte swej ceny.